Wesołych Świąt, oraz Szczęśliwego Nowego Roku!!!

W tym szczególnym okresie życzymy Wam wszystkim Zdrowych i Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, abyście te wyjątkowe chwile spędzili w gronie najbliższych przy rodzinnym wigilijnym stole i Szczęśliwego Nowego Roku 2017.

Z okazji zbliżającego się końca roku, chcieliśmy Wam podziękować za wszelką okazaną pomoc maleńkiej Nadii…

Dziękujemy!

15350603_1328738990510511_2311364078306631441_n

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Dzień siódmy…

Hel – Bielsko-Biała

Dzisiejszy dzień to dzień odpoczynku i oczekiwania na pociąg do domu. Odjazd naszego pociągu relacji Gdynia – Bielsko-Biała zaplanowany był na godz. 21:40, więc mieliśmy bardzo dużo czasu na przyszykowanie się do podróży powrotnej. Musieliśmy powtórnie rozebrać na dworcu w Gdyni nasze rowery i spakować je jako nadbagaż. Mariusz do południa pojechał na plażę wykąpać się w Bałtyku. Ja natomiast zabrałem się za pakowanie rzeczy i załatwianie obiadu dla nas w stołówce szkolnej. Następnie udałem się do pobliskiego marketu z nadzieją, że uda się odkupić trochę folii strech potrzebnej nam do spakowania rowerów.

1

Dworzec PKP

Po obiedzie pojechaliśmy w stronę dworca na Helu. Z trzygodzinnym zapasem czasu stawiliśmy się na peronie. Z godziny na godzinę podróżnych przybywało na peronie. Z początku nie martwiliśmy się tym, ale z biegiem czasu ludzi zebrało się tak dużo, że mieliśmy obawę, jak dostaniemy się do środka z naszymi rowerami. Wcale nam nie pomagały nadchodzące wiadomości o kolejnych minutach opóźnienia naszego pociągu do Gdyni.
Gdy na naszym horyzoncie pojawiło się czoło naszego pociągu, a następnie podjechał na stację, zgromadzeni ludzie jak wojownicy rozpoczęli batalię, by wejść do środka. Nam się udało wejść tylko dlatego, że pociąg tak się zatrzymał, że jedne z drzwi stanęły dosłownie przed nami. Oczywiście nie obyło się bez przepychanek słownych, ponieważ znaleźli się ludzie którzy za wszelką cenę chcieli się znaleść w pociągu jako pierwsi, by mogli zająć miejsca siedzące.

2

Mariusz i jego miejsce w pociągu

Ogarnęło nas zdziwienie i zarazem śmiech, gdy zobaczyliśmy tych „wojowników”, którzy tak walczyli o miejsca siedzące jak wysiadali na poszczególnych przystankach w drodze do Władysławowa. Od Władysławowa jechaliśmy do Gdyni już praktycznie pustym pociągiem.
Na Gdyńskim dworcu zameldowaliśmy się po godzinie 20-tej, więc przejechaliśmy na właściwy peron i przystąpiliśmy do rozebrania naszych rowerów. Po tym zajęciu pozostało nam tylko czekać na nasz ostatni pociąg, którym mieliśmy się udać w kilkunastogodzinną podróż do domu.

4

Bagaż przygotowany do podróży

Punktualnie wyruszyliśmy naszym pociągiem z Gdyni. Przez dalszą podróż nam i pozostałym współpasażerom pozostało nic innego jak zrobienie sobie porządnej drzemki.

5

Bielsko-Biała

I tak nad ranem około godziny ósmej dotarliśmy do naszego rodzinnego miasta Bielska-Białej, gdzie na peronie zostaliśmy powitani przez moją żonę i synka. Wtedy to nasza wyprawa rowerowa oficjalnie dobiegła końca.

Ale to nie koniec, lecz początek… naszych wypraw, tak rowerowych, jak i górskich… więc do zobaczenia już wkrótce…

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Dzień szósty…

Karwia- Hel

Nadszedł ten dzień, wyczekiwany od poniedziałku, po wielu trudach, a zarazem po wielkiej przygodzie. Dziś zupełnie na „luzie” zaczęliśmy dzień. Spokojne pakowanie się. Śniadanko ze świeżym pieczywem, które zakupiliśmy w pobliskiej piekarni.
Wiedzieliśmy, że mamy jeszcze blisko 60 kilometrów do przejechania, ale pewni, że damy rade, wyjeżdżając z Karwi podjęliśmy temat kolejnej wyprawy rowerowej naszej ekipy, a nawet w większym towarzystwie. Tak przy rozmowie dojechaliśmy do pierwszego miejsca, gdzie musieliśmy przystanąć.

1

Wyjazd z Karwi

Jastrzębia Góra – miejsce, które mnie zaskoczyło swym ukształtowaniem, ponieważ musieliśmy pokonać dość solidny podjazd do centrum. Troszkę nam zajęło odnalezienie Gwiazdy Północy, czyli najbardziej wysuniętego miejsca Polski na północ. Oczywiśnie nie obyło się bez serii zdjęć, a gdy zbliżyliśmy się do brzegu klifu, naszym oczom ukazał się przepiękny widok. Trzydziestometrowa skarpa klifu, na dole plaża i rozciągający się po daleki horyzont Bałtyk.

2

Jastrzębia Góra

3

Gwiazda Północy i my…

Jedziemy dalej. Droga asfaltowa, po chwili zmieniła się w wyłożona kostską brukową. Jak wcześniej się dowiedziałem z internetu kostka ta jest pod opieką konserwatora zabytków, ponieważ jest ona sprowadzona z Wołynia na Ukrainie. Jeżeli podróżujący jadący tą drogą nie zaczerpnie informacji o ciekawych zabytkach w tej okolicy to nawet nie będzie podejrzewał o pochodzeniu tego odcinka drogi.

4

Zabytkowa kostka z Wołymia

W pewnym momencie skręcamy w drogę utwardzoną w mały lasek, gdzie po paru minutach wyłoniła się nam przepiękna i świetnie utrzymana latarnia morska. Była to okazja do zdobycia pieczątki do odznaki Bliza, rozdania ulotek i wykonania zdjęć.
Po krótkim przystanku i rozmowie z kolejną grupą rowerzystów, którzy jechali wybrzeżem tym razem w stronę Świnoujścia, ruszyliśmy dalej. I tak przez miejscowość Chłapowo wjechaliśmy do Władysławowa. Miejsce to dość dobrze mi znane z wakacji, gdzie byłem tutaj z moją rodziną dwa lata temu. Dlatego dość sprawnie odnaleźliśmy Aleję Gwiazd Sportu, plażę i pobliski market, gdzie zrobiliśmy zakupy na dalszą drogę. Miejscowość ta bardzo dobrze przygotowana do przyjęcia dużej ilości turystów zapewnia im bardzo dużą paletę miejsc z atrakcjami turystycznymi. Dla dorosłych przygotowane liczne wystawy, a dla najmłodszych, wesołe miasteczko.

5

Aleja Gwiazd Sportu we Władysławowie

Z miasta podążaliśmy drogą rowerową wzdłuż drogi nr 216 w kierunku Helu. Na tym całym odcinku towarzyszyła nam ogromna liczba rowerzystów, którzy w większości podążała na trasie Władysławowo – Jurata. Tutaj musieliśmy nieco zwolnić, ponieważ częste omijanie turystów pieszczych jak i rowerzystów wymagało na tej drodze ciągłej koncentracji. Pierwszym miejscem na pamiątkowe zdjęcia i zakup przez Mateusza kolejnych pocztówek była miejscowość Chałupy. Tutaj pokazywałem chłopakom, gdzie dwa lata temu wypoczywałem z rodzinką. Nie chcieliśmy się zbytnio rozsiadywać, ponieważ chcieliśmy dłuższy odpoczynek zrobić na „mecie”.

6

Chałupy

Dalej jechaliśmy cały czas drogą rowerową przez Kuźnice i dalej do Jastarni. W centrum zatrzymaliliśmy się na lodach „Kaszubskich” i szukaliśmy latarni morskiej. Niestety została ona ogrodzona i niedostępna dla turystów. Pozostało nam tylko zrobić zdjęcie od strony plaży i ruszyć w dalszą drogę.
Za tablicami informującymi o końcu miejscowości Jastarnia, zaczęła się od razu miejscowość Jurata. Miejsce do którego ściągają nie tylko urzędnicy i sportowcy, ale i turyści z „grubym portfelem”, co dało się zauważyć na pobliskich parkingach pensjonatów.

8

Wjeżdżamy na metę…

Po kilkuset metrach dojechaliśmy do miejsca, które tak bardzo wyczekiwaliśmy. Przed naszymi oczami ukazała się zielona drogowa tablica informująca o początku miejscowości – Hel. I choć pozostało przed nami ostatnie jedenaście kilometrów do centrum miasta to radość już przy tablicy nas ogarnęła. Teraz przyszło nam jechać głównie drogą asfaltową, ponieważ pobliska ścieżka rowerowa była w tym miejscu tak przygotowana, że z rozpędu to byśmy sakwy pogubili 😉

9

Dojeżdżamy do centrum

10

Hel

Czas jazdy do początku zabudowań miasta spędziliśmy w radości i śpiewaniu różnych piosenek. Znając bardzo dobrze to miejsce, udaliśmy się od razu przez Helski deptak do Kopca Kaszubów, gdzie ustawiono głaz symbolizujący „Początek Polski”. To tutaj wyznaczyliśmy naszą metę.

11

Pamiątkowe zdjęcie przy Kopcu Kaszubów

Dojechaliśmy!!! Nasza wyprawa rowerowa osiągnęła swoje zamierzone cele. Pokonaliśmy pierwszą tak długą trasę rowerową, na której rozdaliśmy blisko 1000 ulotek z apelem o pomoc dla małej Nadii. Radość była ogromna z tego osiągu wyprawowego, ale też przez moment poczuliśmy nutkę „niedosytu”, że mogliśmy jeszcze dalej gdzieś pojechać, a tu nie było drogi dalej… 😉 Od razu padła propozycja, że następna wyprawa w której będziemy brać udział będzie miała związek z trasą Krynica Morska – Hel, ale to pozostawiliśmy narazie w fazie wstępnego planu.
W drodze na Helski dworzec PKP zwiedziliśmy latarnie morską, gdzie zdobyliśmy kolejną pieczątkę do „kolekcji”. Natomiast na dworcu przyszła ta niestety smutna chwila, kiedy to nasza ekipa się po mału rozjeżdżała do swoich domów.

13

Helski dworzec PKP

 

Przy wypełnionym po brzegi peronie przez powracających turystów pożegnaliśmy Mateusza, który jechał jeszcze do znajomych do Władysławowa na kilka dni odpoczynku. Tutaj niezbędna była pomoc w wejściu do pociągu jego „kamperem” – tak ochrzciliśmy jego doładowany do granic wytrzymałości rower. Chwilę później nasz kompan odjechał w podróż, a my przystanęliśmy na pobliskiej ławce na dość długi odpoczynek. Była godzina 16-ta, więc mieliśmy naprawdę mnóstwo czasu, zważywszy na fakt, że pociąg na który mieliśmy wykupione bilety odjeżdżał dopiero jutro, czyli w niedziele wieczorem. Po próbach przesunięcia naszych wykupionych biletów na pociągi wcześniejsze, ze względu na odbywające się Światowe Dni Młodzierzy, było niemożliwe ze względu na brak dostępnych miejsc.
Gdy czas szybko zbliżał się do wieczornej pory, postanowiliśmy poszukać noclegu, a z tym ku naszemu zaskoczeniu nie było łatwą sprawą. Po odwiedzeniu kilku miejsc – w tym największego Campingu w tej miejscowości – okazało się, że wiele miejsc jest wypełnionych po brzegi i nie ma szans na jakiekolwiek miejsce na mały namiot. Skorzystaliśmy nawet ze specjalnego portalu ogłoszeniowego na Facebooku, który zrzesza ludzi wynajmujących miejsca noclegowe w tym mieście, ale niestety bez skutku. W międzyczasie zjedliśmy kolację i kontynuowaliśmy poszukiwania. Po przejechaniu blisko 20 kilometrów po samym Helu! i trzech godzinach poszukiwania znaleźliśmy skryte pomiędzy budynkami szkoły podstawowej małe pole namiotowe, które obsługiwane było przez pracowiników tejże szkoły.

14

Nasze miejsce noclegowe na Helu

Teraz pozostało nam już tylko rozbić się z namiotem i czekać na pociąg powrotny do domu. Natomiast w godzinach wieczornych odwiedziła nas znajoma rodziców Nadii, która przekazała dla Nadii prezenty i odebrała od nas plik ulotek, które zaproponowała rozdać w okolicy. Natomiast z Czeladzi przysłane nam zostało za pośrednictwem MMS zdjęcię Nadii z gratulacjami za co dziękujemy.

20160723_143108

Gratulacje Nadii

Tego dnia nasza wyprawa rowerowa dobiegła, choć pozostał nam jeszcze powrót do domu, a tam czekały na nas jeszcze kilka niespodzianek, ale o tym w następnej relacji… :-)
W ciągu tych sześciu dni przejechaliśmy trasę wzdłuż wybrzeża Bałtyku ze Świnoujścia na Hel. Nasze liczniki pokazały 492,9 przejechanych kilometrów.

mapa

Podsumowanie odcinka

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Dzień piąty…

Łeba – Karwia

Poranek w Łebie powitał nas wyjątkowo pogodnie i ciepło. Nie mogliśmy na nic narzekać. Na ogromnym Campingu życie się po mału budziło. Tym razem nie spiesząc się zjedliśmy śniadanko i obmyślaliśmy dalszy plan. Zarzuciłem pomysłem, który każdy zaakceptował, a polegał on na tym, że ja po mału miałem się zabrać za pakowanie, natomiast Mariusz z Mateuszem wyruszyli na sławne ruchome wydmy w pobliżu Łeby.

1

Łebskie wydmy

Gdy po godzinnej nieobecności moi rowerowi towarzysze powrócili z wypadu na wydmy, przygotowywaliśmy swoje dwukołowe strzały i ruszyliśmy w dalszą drogę. Niestety jak szybko żeśmy zastartowali, tak szybko się zatrzymaliśmy z awarią. Podczas licznych wstrząsów z jazdy z poprzedniego dnia, musiała się poluźnić jedna ze śrub bagażnika, ponieważ cały bagażnik z całym bagażem opadł na koło co uniemożliwiało dalszą jazdę.

12

Miejsce naszego kolejnego noclegu

Trochę czasu nam zeszło na naprawie, ponieważ musieliśmy sciągnąć sakwy i pozostałe bagaże przymocowane do bagażnika, a następnie nastawić go do poprzedniej pozycji.
Gdy wyjechaliśmy poza granicami miasta, nic nie wskazywało na to, że przed nami kolejne kilometry cieżkiej trasy. Pomiędzy wioską Nowęcin, a wioską Sarbsk, czekało na nas wiele trudnych miejsc do pokonania naszymi rowerami. Na szlaku co około 20-30 metrów występował taki piasek, że przejechanie, a często nawet przepchane roweru sprawiało nam trudność z przeprawą.

17

Szlak pełen piaskowych niespodzianek

Te pare kilometrów bardzo nas „zmęczyły”, a to dopiero zaledwie parę kilometrów przejechanych od Łeby. Za Sarbskiem skręciliśmy w nieutwardzoną drogę, która – mieliśmy taką nadzieję – będzie według GPS skrótem. Po paru kilometrach dojechaliśmy po betonowymi płytami do małej osady, której nawet nie ma na mapach. Niestety musieliśmy zawrócić, ponieważ droga się poprostu skończyła. Po tym nieudanym skrócie, postanowiliśmy jechać drogami asfaltowymi. Najpierw przez miejscowości Sasino, Choczewko by dotrzec do Choczewa i dalej drogą nr 213 dojechaliśmy do Wierzchucina, gdzie zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek. Przy sklepie, gdzie zrobiliśmy szybkie zakupy od miejscowych mieszkańców dowiedzieliśmy się historii okolicznej miejscowości i ruiny hotelu, który powstał w pobliżu budowlanej elektrowni atomowej. Mieszkańcy byli tu do tego stopnia mili, że gdy Mateusz poszedł do Świetlicy skorzystać z toalety, to wychodząc właściciel naszykował mu obiad.

2

Mateusz z wizytą na stołówce

Miejscowi pokazali nam również skrót, którym mogliśmy się przedostać drogami utwardzonymi na wybrzeże.
I tak wjechaliśmy do Nadmorskiego Parku Krajobrazowego. Scieżki przygotowane dla turystów zarówno pieszych jak i rowerowych mogą tu być wzorem do naśladowania dla wielu samorządów.

35

Wjazd do Nadmorskiego Parku Krajobrazowego

Park ten choć malutki, jest objęty Obszarem Natura 2000 i jest doskonałym miejscem na odpoczynek od miejskiego zgiełku. Na pobliskich krętych rzeczkach szkolą się i pływają miłośnicy kajaków, a spotkaliliśmy ich tutaj ogromną ilość.

44

Karwieńskie Błota

Przed samą Karwią w Karwieńskich Błotach doświadczyliśmy kolenyj awarii. Znów rower Mariusza odmówił dalszej jazdy gdy najechał na ostry kamień i po przejechaniu 2 metrów już nie było powietrza w kole. Mały ale bardzo ostry kamień zatrzymał nas na blisko godzinę czasu, ponieważ musieliśmy sobie poradzić z przeciętą nie tylko dętką, ale również oponą.

60

Kolejna awaria zatrzymała nas przed Karwią

To zdarzenie przesądziło, że nie dojedziemy do Władysławowa, gdzie znajomy z rowerowego forum mógł nam udostępnić ogród na nocleg. Więc po przekroczeniu bram miejscowości Karwia, rozpoczeliśmy poszukiwania miejsca na nocleg.
Finalnie znaleźliśmy nocleg w pobliżu Kina Letniego w dość ustronnym miejscu. Później się dowiedzieliliśmy, że jest to Camping głównie dla rodzin ceniących spokój i ciszę, więc idealnie pasowaliśmy do tego towarzystwa, ponieważ schowani pomiędzy pustymi domkami holenderskimi mieliśmy doskonałe miejsce na odpoczynek przed ostatnim już etapem naszej wyprawy dla Nadii.
Stan licznika w dniu dzisiejszym dobił do osiemdziesięciu trzech kilometrów. Powiem szczerze, że dzisiejszy odcinek poza pierwszymi kilometrami przebiegł bez problemu. Pewnie dlatego, że ketonal nadal działał i pozwalał na kontynuowanie jazdy. Teraz już wiedzieliśmy, że jutro powitamy Hel. Trasa prosta i łatwa do pokonania. I jeżeli kolano znów miało mnie boleć to przekonany byłem, że taki uparciuch jak ja nie poddam się na ostatnich metrach… :-)

mapka

Podsumowanie odcinka

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Dzień czwarty…

Ustka – Łeba

Po prawie bezsennej nocy, czekał nas najtrudniejszy pod względem terenu odcinek z całej wyprawy, który prowadził przez Słowiński Park Narodowy. Z internetu dowiedziałem się, iż najgorzej jest z wioski Kluki do Izbicy. Odcinek bardzo nieprzyjazdny dla rowerzystów z powodu fatalnego stanu drogi.

1

Na Campingu Słoneczny w Ustce

Po śniadaniu pożegnaliśmy się z właścicielami Campingu OSiR-u i rozpoczęliśmy kolejny dzień podróży. Droga do kurortu jakim są Rowy przebiegła nam sprawnie po leśnej ścieżce wzdłuż wybrzeża. W jednym miejscu natknęliśmy się na piasek, gdzie rozpędzony straciłem panowanie nad rowerem i wyłożyłem się na poboczu. Na szczęście nic się nie stało. Trzeba było się szybko pozbierać i jechać dalej.

16

Mateusz w centrum miejscowości Rowy

27

Na plaży w Rowach

Natomiast w Rowach stojąc przed bramą do Słowińskiego Parku Narodowego zatrzymaliśmy się w celu zaplanowania jak najlepszej trasy przez ten ciężki odcinek. Mieliśmy trzy drogi do wyboru: Pierwsza przez wspomniane Kluki i pchając rower przez kilka kilometrów po błotach i bagnach by dotrzeć do Izbicy, drugi to dojechanie na plażę i dość ciekawa jazda plażą do samej Łeby i trzecia to objazd południem do Łeby drogami asfaltowymi. Decyzja miała zapaść po ominięciu jeziora Gardno. I tak też się stało. Jadąc szlakiem wzdłuż tego jeziora droga napawała nas optymizmem, ponieważ pierwsze kilometry są idealnie przygotowane dla turystyki rowerowej.

2

Na szlaku w Słowińskim Parku Narodowym

Gdy dojechaliśmy do rozwidlenia się szlaku na południe na Smołdzino i na północ w kierunku latarni w Czołpinie zdecydowaliśmy, że ja pojadę do Smołdzina, gdzie poczekam na Mariusza i Mateusza, którzy postanowili ruszyć na latarnię. Jak żeśmy zdecydowali tak szybko wprowadziliśmy plan w realizację. W Smołdzinie wstąpiłem do Wiejskiej Informacji Turystycznej, gdzie dowiedziałem się informacji na temat przejazdu do Łeby. Następnie zrobiłem zakupy w pobliskim sklepie i rozłożyłem się z jedzeniem w pobliżu drogi wylotowej z wioski by poczekać na chłopaków, wracających z Czołpina. Nie nacieszyłem się jednak długo odpoczynkiem, ponieważ dość szybko chłopcy zjawili się na miejscu spotkania ze mną. Jak się okazało tam przy latarni podjazd był tak niekorzystny, że postanowili pozostawić siły na dojazd do Łeby. Ze Smołdzina ruszyliśmy „asfaltem” w kierunku kolejnej wioski Żelazo, gdzie skręciliśmy w dość trudny technicznie odcinek szlaku, gdzie na przemian występowały piaski i błoto z dołami spowodowanymi wcześniejszymi ulewami. Na tym odcinku często musieliśmy schodzić z rowerów pchać je po tym trudnym terenie.

52

Jedno z przeszkód na szlaku

54

Jeziorko na szlaku do Rumska

Odcinek z Rumska do Łeby przez Wicko pokonaliśmy asfaltem drogami 213 i 214 z tym, że dwanaście kilometrów przed Łebą jechałem znów „awaryjnym tempem” z powodu kolejnego kryzysu związanym z kolanem. Plan był prosty. Chłopaki ruszyli przodem by w Łebie znaleść nocleg i zlokalizować pogotowie, a po moim dotarciu miałem od razu zjechać na wspomniane pogotowie, by lekarz zdiagnozował problem z kolanem. Przez ostatnie kilometry, które przemierzyłem w kierunku mety dzisiejszego odcinka, pomogły mi bardzo pedały i buty SPD, dzięki którym mogłem „przerzucić” siłę pedałowania (w stosunku 3/4) na zdrową nogę co pozwoliło mi na dość sprawne dotarcie do celu w ty stanie. Dodać należy, że droga z Wicka do Łeby jest dość dobrze poprowadzona ścieżkami rowerowymi, choć w niektórych miejscach trzeba i tak zjechać na drogę.

65

Wjazd do miasta

Gdy zobaczyłem tablicę z nazwą miasta, humor mi się poprawił, choć wiedziałem, że za kilkanaście minut lekarz częściowo zdecyduje o dalszym moim udziale w tej wyprawie. W najgorszym wypadku miałem wsiąść w pociąg i pojechać na Hel, gdzie poczekałbym na Mariusza i Mateusza. Po dotarciu do centrum i spotkaniu moich rowerowych towarzyszy udaliśmy się na pogotowie ratunkowe. Trochę to trwało kiedy wszedłem do gabinetu, ponieważ poczekalnia zapełniona była do ostatniego miejsca. Gdy przyszła moja kolej wszedłem i po opisaniu lekarzowi całej sytuacji co się dzieje z kolanem i w jakim celu jedziemy, i gdzie też chciałbym dojechać, lekarz stwierdził, że siłą mnie i tak nie zatrzyma w Łebie. Diagnoza była oczywista. Przeciążenie stawu kolanowego, a dokładnie zerwanego i zabliżnionego wiązadła krzyżowego,po wypadku dziesięć lat temu. Dostałem zastrzyk z Ketanolu, który miał działać do 24 godzin i w razie pogorszenia się stanu z kolanem miałem się udać do szpitala w Wejcherowie. Powiem szczerze, że ucieszyłem się troszkę, bo miałem szanse na dojazd na dwóch kółkach do samego celu wyprawy, choć zostało już naprawdę nie daleko w porównaniu przejechanej drogi ze Świnoujścia. Stawka też była wysoka, ponieważ nie wiedziałem co może się stać z przeciążonym kolanem.

67

Punkt Ratunkowy w Łebie

Po wizycie u lekarza pojechaliśmy już naprawde powolnym tempem na Camping „Morski” rozłożyć namioty i jeszcze wybrać się spokojnie na plażę, zanurzyc się w Bałtyku. Po takim ciężkim dniu człowiek z chęcią poszedł się schłodzić i odpocząć na plaży. Natomiast wieczorem poszliśmy coś zjeśc na miasto. Była to też kolejna okazja do rozdania ulotek.
Tego dnia przejechaliśmy blisko dziewięćdziesiąt kilometrów i to był najcieższy odcinek dotychczasowej drogi. Myśleliśmy nawet o jednym dniu odpoczynku w tym mieście i nabraniu sił, ale z myślą, że zastrzyk działa „tylko” przez 24 godziny to postanowione już było, że rano startujemy dalej. Plan na następny dzień był „luźny”, tzn. gdzie zajedziemy tam będziemy szukać noclegu, nawet gdybyśmy przejechali „tylko” z pięćdziesiąt kilometrów.

mapka

Podsumowanie odcinka

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Dzień trzeci…

Łazy – Ustka

O poranku nasi rowerowi sąsiedzi zrobili nam dość wcześnie pobudkę, bo już przed godziną siódmą. Nie mieliśmy tyle motywacji do tak wczesnego wstawania, więc jeszcze spaliśmy trochę. Potem jak poprzedniego dnia – śniadanko i pakowanie się.

1

Camping w Łazach

Składanie namiotu i przygotowanie rowerów do podróży zajmowało nam z dnia na dzień coraz więcej czasu. Efektem był godzinny wyjazd z Campingu po naszych sąsiadach Ślązakach. Jadąc w kierunku miejscowości Dąbki, już po paru kilometrach zmuszony byłem dać sygnał Mariuszowi by zjechał na pobocze, ponieważ przy przedniej sakwie na kierownicy, zerwały mi się trytytki, które spełniały rolę wzmocnienia uchwytu sakwy. Szybko naprawiliśmy usterke i jechaliśmy dalej.
Pomiędzy wioskami Osiek i Gleżnowa szlak poprowadzono przez pola, drogą wyłożoną płytami ażurowymi, gdzie po kilku kilometrach „skakania” z płyty na płytę człowiek był trochę podirytowany pomysłem wyznaczenia szlaku tym terenem, lecz co jakiś czas widoki nam to wszystko wynagradzały. Z Gleżnowa do Dąbek jechaliśmy na przemian „asfaltem” i ścieżkami rowerowymi, a gdy dojechaliśmy do Dąbek, Mariusz pokazywał, gdzie wraz z rodziną przyjada po zakończonej wyprawie na rodzinne wakacje.

9

Wjazd do miejscowości Dąbki

Tutaj również dogoniliśmy rowerzystów ze Śląska z którymi jechaliśmy do samego Darłowa. Mieliśmy dużo czasu na rozmowy, ponieważ staliśmy co jakiś czas i korkach. Co najlepsze w szczerym polu, a to przez remont drogi pomiędzy Dąbkami, a Darłowem, gdzie na całym odcinku poprowadzono ruch wachadłowy.

10

Korki w szczerym polu… :-)

Niestety w Darłowie się nasze drogi rozeszły. Oni pojechali od razu w kierunku Ustki, a my do latarni w Darłówku, a następnie do Jarosławca, gdzie wstępnie zaplanowaną mieliśmy metę tego dnia odcinka.
Darłówko było kolejnym cichym kurortem przyciągającym ludzi, pragnącym zaznać plażowego spokoju. Nie robiąc odpoczynku szybko odnaleźliśmy latarnię, gdzie zostawiliśmy kolejne ulotki i otrzymałem pieczątkę do książeczki odznaki Bliza – odznaka miłośnika latarni morskich.

22

Darłówko

29

Mariusz publikuje posta na Facebooku

Po wyjechaniu z miasta „nabijaliśmy” kilometry tym razem po „ażurach” nad samym wybrzeżem poprowadzonych pomiędzy Bałtykiem, a Jeziorem Kopań.

31

Szlak pomiędzy Bałtykiem a Jeziorem Kopań

Z chwilą zbliżania się do Jarosławca wspomniane ażury zamieniały się na ubitą trasę, gdzie w przeszłości był poprowadzony trakt kolejowy. Zdradzały tą trasę co jakiś czas pojawiające się spruchniałe podkłady kolejowe i prosta, oraz płaska droga. Dzięki temu odcinkowi w mieście zameldowaliśmy się dosyć wcześnie, bo o około godziny 16-tej. Zjedliśmy obiad i postanowiliśmy wykorzystać jeszcze te kilka godzin do końca tego dnia, i pojechaliśmy w kierunku Ustki.

2

Odpoczynek Mateusza na przystanku… :-)

Parę kilometrów za Jarosławiem spotkaliśmy samotnie podróżującego rowerzystę – Mateusza Leśniaka z Koźnina Wielkopolskiego, który jechał z Międzyzdrojów na Hel. Trochę razem jechaliśmy wymieniając uwagi na temat dalszego odcinka, lecz Mateusz zdecydował jednak jechać swoim tempem i poczekać na nas w Ustce. Natomiast gdy mieliśmy parę kilometrów do miasta, poleciłem Mariuszowi by jechał do Ustki swoim tempem, a ja powolną jazdą miałem jechać za nim. Spowodowane to było odnowioną kontuzją sprzed 10 lat, kiedy to w wypadku (potrącenie przez samochód) doznałem zerwania wiązadła krzyżowego w kolanie.
Gdy powolnie „połykałem” następne kilometry, zastanawiałem się jak poważny jest problem z kolanem i jak się to przełoży na powodzenie wyprawy. Gdy wjechałem do miasta dość szybko odnalazłem Mariusza i Mateusza.

59

W poszukiwaniu noclegu w Ustce

Szybko podjeliśmy decyzję o wspólnym szukaniu noclegu, więc po przejechanych paru kilometrach wjechaliśmy na Camping OSiR, prowadzonego przez Monikę Pawełczyk. Natomiast siostra Pani Moniki wraz z mężem (Monika i Przemysław Mazurowscy z Kalisza) zaoferowali swą pomoc w rozdawaniu ulotek po koncertach na których bardzo często bywają. Ci dobrzy ludzie o dobrych sercach pozwolili nam skorzystać z noclegu zupełnie za darmo. Choć w taki sposób mogli nam pomóc w akcji i samej wyprawie.

66

Mariusz na plaży w Ustce

Wieczorem Mariusz z Mateuszem poszli na miasto pozwiedzać, a mi czas upłynął na podleczeniu kolana. Czułem, że pojawił się stan zapalny i zapewne w celu obrony w takim stanie organizm wytworzył tzw. wodę w kolanie która miała za zadanie schłodzenie stawu. Wiedziałem, że mamy dopiero połowę drogi, a dalsza droga stoi pod znakiem zapytania.
Jeszcze przed spaniem odwiedziłem na portierni prowadzących ten Camping, gdzie opowiadałem o organizacji całej akcji i o Nadii dla której to wszystko zrobiliśmy, a także o dalszych planach.
Następny dzień wiedziałem, że będzie bardzo ciężki z dwóch powodów. Jeden to kolano, a drugi to, że o około drugiej w nocy dopiero udało m się usnąć.
Tym razem nasz dzienny dystans wyniósł blisko osiemdziesiąt kilometrów. Cieszyłem się, że przejechaliśmy więcej drogi niż zaplanowaliśmy na ten dzień, jak również z tego, że Mateusz zdecydował, iż dołączy do nas i pojedziemy razem dla małej na sam Hel.

mapka

Podsumowanie odcinka

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Dzień drugi…

Niechorze – Łazy

Noc nie dała nam okazji do wyspania się i odpoczynku. Od późnych godzin wieczornych do samego ranka towarzyszył nam ulewny deszcz, który jak już wspomniałem za wszelką cenę chciał się dostać do wewnątrz namiotu. Postanowiliśmy walczyć o suche ubrania i bagaż, niż jechać w mokrych ciuchach.
Poranek już był spokojniejszy, ponieważ deszcz zmienił się w lekką mżawkę. Postanowiliśmy, że zrobiliśmy sobie jeszcze ze dwie godziny drzemki, potem szybko spakowaliśmy się i zjedlismy śniadanie. Dogadaliśmy plan na dzień dzisiejszy – nasza dzisiejsza trasa wiodła przez Kołobrzeg, gdzie planowaliśmy obiad i spotkanie z trójką zapalonych rowerzystów. Metę dzisiejszego odcinka wyznaczyliśmy w okolicach Mielna, ale nie mniej niż osiemdziesiąt kilometrów przejechanych.
Po pierwszym dniu nasze tyłki były całe obolałe, ponieważ to był nasz dotychczasowy rekord kilometrów przejechanych na rowerze, jak również taki długi czas siedzenia na rowerowym siodełku. Mimo to ruszyliśmy świetnie przygotowaną trasą rowerową przez Pogorzelicę do stacyjki kolejki wąskotorowej. Przed nami wyłoniła się stara szeroka droga wyłożona kostką brukową, która zapewnie była niemym świadkiem działań II wojny światowej.

3

Podróż przez wojskowe tereny

Po upewnieniu się na GPS-ie i z informacji na stacji co do dalszej trasy, ruszyliśmy wspomnianą drogą. Przez kilkanaście kilometrów jechaliśmy „brukiem” najpierw przez las, a potem wzdłuż jednostki wojskowej. Co jakis czas mijały nas wojskowe KRAZ-y, które przypominały nam o obecności wojska na tym terenie. Na tym odcinku spotkaliśmy ekipę „ślązaków”, których poznaliśmy w Świnoujściu, a także rowerzystę Przemka, który przemierzał wybrzeże w celu reklamowania Restauracji „Schabowy Raz” z okolic Gdańska, która rozsławiła się poprzez jeden z odcinków „Rewolucji Kuchennych”.

10

Z Przemkiem reprezentującym restaurację „Schabowy Raz”

Po krótkiej rozmowie i zrobieniu wspólnych zdjęć, dalej ruszyliśmy w jednej grupie. Kilka kilometrów wspólnej jazdy i naszym oczom ukazał się wysoki płot z drutem kolczastym, ogromną bramą i budką wartowniczą. Gdy podjechaliśmy bliżej z budki wyszedł wartownik z „kałachem” przy boku i poinformował nas, że dalej już nie pojedziemy. Polecił nam wrócić kawałek i objechać południem cały zamknięty teren.

7

Polskie wybrzeże w okolicach Kołobrzegu

I tak właśnie zrobiliśmy. Przemierzaliśmy przez miasteczka takie jak Mrzeżyno, Rogowo i Dźwirzyno, by dotrzeć do półmetku naszego dzisiejszego odcinka – Kołobrzegu.
Na obrzeżach miasta zabraliśmy się za serwis naszych rowerów. W ruch poszła myjka, kompresor i smary do łańcuchów. Musieliśmy dbać o naszego „Black Hawka” i „Czerwoną dziewiątkę”, ponieważ miały bardzo ważne zadanie do wykonania – przejechanie ponad 450 km w różnych warunkach w szczytnym celu.

38

Miejsce naszego serwisu rowerowego w Kołobrzegu

W centrum miasta, a dokładniej w pobliżu latarni morskiej zjedliśmy obiad. Następnie spotkaliśmy się z trójką rowerzystów (Paula Dudek, Szymon Terech i Krzysztof Ryncewicz), którzy zdecydowali się dołączyć do nas i jechać z nami do Mielna.

52

Z nowymi rowerowymi znajomymi w Kołobrzegu

Jazda scieżką rowerową wzdłuż plaży przebiegła nam dość szybko i miło, a jazda w wiekszym gronie dała nam okazję do odpoczynku tym razem podczas jazdy, ponieważ Paula z Szymonem „prowadzili nas” i informowali o każdej przeszkodzie, natomiast Krzysztof „zamykał tyły”. Taką jazdę mieliśmy do okolic Sarbinowa, dopuki nie wjechaliśmy w ścieżkę utwardzoną, która miała tyle dziur, że takiej dziurawej drogi dawno już nie widziałem. Ale jechaliśmy dalej do czasu, kiedy Krzyśkowi koło od jego „szosówki” odmówiło posłuszeństwa. Diagnoza – przebita opona. Nic dziwnego, bo nasze rowery pod takim obciążeniem miały ciężko, a co dopiero szosówki Pauli i Krzyśka. Na tej drodze, która była podziurawiona jak sito nie ma się co dziwić. Wyjeżdżając z jednej dziury wpadaliśmy do kolejnej. Zjechaliśmy na pobocze i Krzysztof z pomocą Mariusza przystąpili do łatania uszkodzonej dętki. My zaś korzystaliśmy z postoju i odpoczywaliśmy, lecz nie na długo. Z na przeciwka szły dwie kobiety prowadzące swe rowery. Okazało się, że mają ten sam problem z jednym z kół, więc z Szymonem zaczęliśmy naprawiać drugie koło turystkom. Jak się szybko okazało były to niemieckie turystki, które przemierzały wybrzeże w przeciwnym kierunku.

58

Plenerowy serwis rowerowy

Po godzinnym „serwisie plenerowym” ruszyliśmy dalej w kierunku Mielna. Po kilukrotnych zjazdach i podjazdach dotarliśmy w komplecie do zaplanowanej mety dzisiejszego odcinka.
Mielno – jedyne miasteczko, które do tej pory pozytywnie mnie zaskoczyło, względem turystycznym. Pod Biedronką zrobiliśmy sobie fotkę pamiątkową z naszymi towarzyszami rowerowymi z Kołobrzegu, z którymi musieliśmy się niestety pożegnać, ponieważ jeszcze mieli przed sobą drogę powrotną tego dnia.

66

Mielno

My natomiast zrobiliśmy sobie zakupy w markecie i za moją namową pojechaliśmy za miasto szukać noclegu w jakimś cichym miejscu. Na tych kolejnych paru kilometrów mijaliśmy się kilkakrotnie z naszą zaprzyjaźnioną grupą „Ślązaków”, która tak jak my szukali noclegu. Finalnie zatrzymaliśmy się wszyscy w miejscowości Łazy, gdzie można przystanąć na świetnie wyposażonym kempingu.
Rozbiliśmy swe namioty obok innych grup rowerzystów m.in. z Niemiec. Pod wieczór wybrałem się jeszcze na plażę, zobaczyć zachód słońca, a następnie do sklepu kupić jakieś jedzonko na śniadanie i na drogę następnego dnia.

89

Zachód słońca w Łazach

Plaża w Łazach była cicha i wiadomo nie tak zaludniona jak w pobliskim Mielnie. Zachęcała do wylegiwania się w ciszy i spokoju, ale jednak trzeba było wracać do namiotu by odpocząć i nabrać siły przed kolejnym ciężkim dniem. To w tym dniu padł nasz rekord przejechanych kilometrów wynoszących prawie 90 km.

mapka

Podsumowanie odcinka

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Dzień pierwszy…

Świnoujście – Niechorze

Zważywszy na fakt braku dostępnych miejsc rowerowych w pociągu relacji Bielsko-Biała – Świnoujście musieliśmy rozłożyć nasze rowery i spakować je jako nadbagaż przy pomocy folii strech.
Gdy stanęliśmy na bielskim dworcu kolejowym, naszym oczom ukazał się widok pociągu, składający się z wagonów „Czeskie Drachny”, którym mieliśmy podróżować. Przeczuwaliśmy, że taki skład kryje za sobą wiele niemiłych przygód. Tym razem nasze przeczucie było prawidłowe, ponieważ po godzinnej podróży w okolicy Kuźni Raciborskiej nasz wagon uległ awarii hamulców. Przy hamowaniu hamulce zatarły się i okładziny przykleiły się do kół i przez następne dwadzieścia kilometrów jechaliśmy w okropnym hałasie do Kędzierzyna-Koźla z prędkością 30 km/h. Przez ten odcinek mieliśmy czas na przeniesienie całego swojego bagażu do ostatniego wagonu, ponieważ zepsuty wagon został odłączony na stacji w Kędzierzynie-Koźlu. Pozostałą część podróży przemęczyliśmy się w wagonie z siedzeniami z dermy, który przypominał nam jeszcze stare wagony PKP z czasów PRL-u.

2

Sposób transportu roweru w przedziale

Po trzynastogodzinnej podróży dotarliśmy do miasta, naszego rowerowego startu – Świnoujścia. Pogoda nas nie rozpieszczała, ale zwarci i gotowi przystąpiliśmy do składnia naszych dwukołowych rumaków. W towarzystwie mżawki, pomału z „paczek” ostreczowanych folią wyłaniały się nasze środki transportu na najbliższe kilka dni. Waga naszych „kompletnych” rowerów sięgała około 35-40kg.
Po złożeniu naszych rowerów ruszyliśmy na pobliski prom, by udać się na drugi brzeg rzeki Świna i dalej do punktu startu naszej trasy – granicy niemiecko – polskiej.

22

Granica polsko-niemiecka

Na granicy zjedliśmy szybkie śniadanko (parówki z bułkami), zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia i od razu ruszyliśmy w wiadomym kierunku – miejscowości Hel… :-) Dojechaliśmy na prom i dalej asfaltem pod latarnię, gdzie spotkaliśmy pierwszą grupę rowerzystów ze Śląska, którzy kierowali się tą samą trasą. Pierwsze kilka kilometrów postanowiliśmy przeznaczyć na rozgrzewkę mięśni, ponieważ kilkunastogodzinna podróż pociągiem w pozycji siedzącej ofiarowała nam tylko zmęczenie.
Po wyjechaniu ze Świnoujścia na naszych licznikach pojawiło się blisko dwadzieścia przejechanych kilometrów, a w niedługim czasie zawitaliśmy już do pierwszego kurortu jakim są Międzyzdroje. Na obrzeżach miasteczka wstąpiliśmy do zakładu wodociągowego, gdzie pracownicy naprawili moją usterkę związaną z mocowaniem bagażnika (zerwany gwint w ramie przy montowaniu bagażnika w Świnoujściu). To pierwsi miejscowi o dobrym sercu, którzy bezinteresownie pomogli nam na tej wyprawie.
Gdy dojechaliśmy do Międzyzdrojów, trochę nam zajęło zlokalizowanie sławnej Alei Gwiazd. Szczerze mówiąc troszkę się zawiodłem tym miejscem, ponieważ spodziewałem się czegoś lepszego (może dlatego, że porównałem ją z Aleją Sportu we Władysławowie), a może to kwestia gustu?!

40

Międzyzdroje

41

Aleja Gwiazd

Pomiędzy Międzyzdrojami, a Wisełką na terenie Wolińskiego Parku Narodowego nasza trasa wiodła drogą nr 102 na której czekały na nas liczne podjazdy i zjazdy, a brak pobocza stwarzał w tym miejscu niebezpieczeństwo. Na tym odcinku z powodu zbyt blisko mijających samochodów o mało nie zakończyło się to dwa razy wywrotką. Dlatego dość szybko pokonaliśmy ten niebezpieczny odcinek i dalej kierowaliśmy się „102-jką”, aż do Dziwnowa, gdzie musieliśmy sobie zrobić pamiątkowe zdjęcia na moście zwodzonym, który tworzy „zachodnią bramę” do miejscowości. Ciekawostką jest, że na tym moście kręcono sceny do jednego z odcinków kultowego serialu „Czterej pancerni i pies”. Tutaj też zaplanowaliśmy naszą przerwe obiadową i odpoczynek, który finalnie trwał ponad godzinę czasu. Po paru przejechanych kilometrach za Dziwnówkiem mogliśmy skręcić na dobrze przygotowany odcinek szlaku rowerowego R10, który wyznaczony został na około Morza Bałtyckiego. Odcinek ten był pierwszym sprawdzianem dla naszych rowerów z takim obciążeniem. Szlak ten poprowadzony tym razem przez malowniczy las zachęcał do częstych postojów w celu uwiecznienia go na licznych fotografiach. Co jakiś czas można było zejść na plażę, gdzie oczywiście nie było tak tłuczno jak w miasteczkach na całym wybrzeżu.

55

Plaża w rejonie Pobierowa

59

Mariusz i jego „Black Hawk” :-)

W jeden z tych zjazdów skręciliśmy na plażę, by zobaczyć nasze morze. Była to pierwsza okazja, by przywitać się z Bałtykiem. Jednak po kilkudniowych deszczowych dniach, temperatura wody nie zachęcała tym razem do kąpieli. Dlatego zrezygnowaliśmy w tym dniu z pluskania się w Bałtyku i pojechaliśmy dalej do Trzęsacza, gdzie zatrzymaliśmy się pod sławnymi ruinami Kościółka pw. św. Mikołaja wybudowanego na przełomie XIV i XV. Jest to doskonały przykład jak przyroda potrafi być niszczycielska, zabierając brzeg metr za metrem. Na szczęście w 2001 roku dość solidnie wzmocniono brzeg morza chroniąc ostatnią południową ścianę pozostałości kościółka.

67

Tomasz na molo w Trzęsaczu

69

Widok na ruiny Kościoła w Trzęsaczu

Po uwiecznieniu tego wyjątkowego miejsca na aparacie i kamerze, pozostawiliśmy kolejne ulotki i zdecydowaliśmy, że w promieniu kilkunastu kilometrów poszukamy noclegu. Po minięciu Rewalu przystopowaliśmy na Campingu Duet w małej cichej miejscowości – Niechorzu. Była godzina osiemnasta i mając jeszcze trochę czasu, mogliśmy spokojnie przeanalizować kolejny odcinek na następny dzień, wziąść prysznic i odpocząć. Mariusz jeszcze korzytając z resztki dnia poszedł na spacer na plażę, a ja starałem się poszukać alternatywnych tras w razie jakichkolwiek kłopotów. Całą wyprawę staraliśmy podzielić na 70-cio kilometrowe odcinki do przejechania każdego dnia, więc też nastawialiśmy się na pokonanie minum tych „siedmiu dych”.
Pierwszy dzień naszej wyprawy był ogromnie męczący, ponieważ po nieprzespanej nocy w pociągu, który pozostawiał wiele do życzenia, już na starcie czuliśmy lekkie zmęczenie. Kładąc się do spanka około godziny 21-szej, miałem nadzieję, że nastepny dzień będzie lepszy.
Niestety zanim powitał nas kolejny dzień, spotkała nas niemiła niespodzianka. Kolejna noc nieprzespana. Tym razem przez kilka godzin ratowaliśmy namiot przed ulewnym deszczem, który za wszelką cenę chciał się nam wedrzeć do środka. Mimo, że namiot dodatkowo zabezpieczony był solidną folią, którą rozłożyliśmy pod spodem i drugą na wierz, to z jednej strony nasz namiot był całkowicie mokry…

84

Nasz „schron” w Niechorzu

Następny dzień musiał być lepszy, ponieważ gorzej nie mogło już chyba być… 😉

mapka

Podsumowanie odcinka

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Przygotowania do wyprawy…

        Przygotowania do naszej wyprawy zajęło nam dość sporo czasu, ponieważ była to nasza pierwsza tak długa trasa do pokonania na rowerach. Dotychczasowe doświadczenie mieliśmy w turystyce górskiej, skupionej głównie w Tatrach. Dlatego planując naszą wyprawę rowerową, postanowiliśmy zebrać jak najwięcej informacji o trasie i przygotowaniu się do niej. Dużą pomocą okazały się liczne opisy i filmy tyrustów – podróżników, którzy już wczesniej przemierzali tą trasę. Tutaj szczególne podziękowania kierujemy do Krzysztofa z Kalisza za cenne wskazówki, który ma bardzo duże doświadczenie w tego typu turystyce.
Zakupiliśmy niezbędne bagażniki i potrzebne sakwy do podróży, oraz inne wyposażenie. Podzieliliśmy obowiązki. Ja organizowałem sprzęt i zająłem się wyznaczeniem trasy przejazdu, a Mariusz organizował przejazd do Świnoujścia i z Helu do domu naszymi kolejami, a to nie należało do łatwych zadań. Bilety mogliśmy kupić dopiero miesiąc wcześniej od dnia wyjazdu, a i tak kolej nie stanęła na wysokości zadania nie oferując ani jednego miejsca na rowery w naszym pociągu. Z tego względu musieliśmy rozebrać nasze „dwukołowe rumaki” i wykupić bilet na nadbagaż.
Nim ruszyliśmy w drogę, oddaliśmy rowery do naszego zaprzyjaźnionego serwisu – Sklepu Biker zlokalizowanego przy ul. Partyzantów w Bielsku-Białej, który wspiera naszą akcję – i który świetnie przygotował nasze rowery do tej wyprawy. Bardzo chciałbym tutaj podziękować właścicielowi w/w sklepu Panu Marcinowi Dziedzicowi za pomoc w serwisie jak i w zakupie roweru na wyprawy, które będą organizowane w ramach tej akcji.

REWERS Z LOGO

Ulotka

 

Również podziękowania kierujemy do naszego dobrego znajomego Grzegorza Wacławka z Oświęcimia za sfinansowanie wydruku 5000 ulotek, które rozdaliśmy częściowo na wyprawie. Termin startu zaplanowaliśmy na poniedziałek 18-go lipca 2016 roku, spod granicy niemiecko – polskiej w Świnoujściu.
Gdy przyszedł już czas ruszyliśmy w droge…

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj

Facebook – lubi nas już 100 osób!

fb-150x150Z przyjemnością informujemy, że nasza strona na portalu społecznościowym Facebook ma już pierwsze 100 fanów. Serdecznie dziękujemy wszystkim osobom, które kliknęły „lubię to”. Gorąco zachęcamy do regularnego odwiedzania Facebooka (https://www.facebook.com/roweremdlanadii/) oraz naszej strony internetowej (http://www.roweremdlanadii.ptt.org.pl). Można na niej śledzić przebieg pomocy i leczenia naszej kryszynki – Nadii.

Opublikowano Bez kategorii | Skomentuj